Jestem legendą – reż. Francis Lawrence

Adaptowany obraz postapokaliptycznego Nowego Jorku, w którym samotnie żyje prawdopodobnie ostatni człowiek na Ziemi. Mieszka w jednym z domów na przedmieściach, co noc bunkrując się i kryjąc przed tym, co pozostało po cywilizacji – wściekłym, potężnym wampirom, które za dnia śpią w piwnicach domów. Dość niecodzienna rola Willa Smitha. Z wiecznie wygłupiającego się lowelasa-twardziela zamienił się w zgorzkniałego, wiecznie smutnego samotnika po przejściach. Każdy dzień osamotnienia wprawia go w zdziwaczałe nieco zwyczaje, jak rozmawianie z psem czy manekinami ustawionymi w wypożyczalni kaset wideo. W dodatku dochodzi do tego paranoiczne uczucie, że ktoś go obserwuje – te zachowania budzą podziw, podobnie jak Nowy Jork. Jego ulice są zakorkowane sznurem martwych samochodów, na skrzyżowaniach pasą się sarny, zza budynków czają się na nie lwy. To robi wrażenie. Kwestia zakończenia została skopana. Zakończenie nie jest całkowicie przesłodzone, bo zyskujemy co najwyżej nadzieję, że porządek świata wróci do normy, ale jest to pokazane w dość trywialny sposób. Znacznie lepiej byłoby zamknięcie filmu w momencie śmierci Willa Smitha i ucieczki matki z synem. Przeżyliby wtedy z lekarstwem w kieszeni, pełni nadziei, ale nic poza tym. To by było coś.