Zielona mila – reż Frank Darabont

Film produkcji Franka Darabonta, który słynie głównie w przenoszenia historii pióra Stephena Kinga na ekran. Także i Zielona mila pierwotnie była dziełem Kinga. Do więzienia stanowego trafia ogromny, czarnoskóry mężczyzna – John Coffey – skazany za morderstwo i gwałt na dwóch małych dziewczynkach (w odwrotnej kolejności). Kapitan dowodzący oddziałem, na który trafił Coffey, cierpiący na zapalenie dróg moczowych, z czasem odkrywa w nowym więźniu coś bardzo interesującego, coś bardzo tajemniczego. Coś, co zmienia diametralnie jego spokojne życie i coś, czego nigdy nie zapomni. Udział Toma Hanksa w tym filmie powinien automatycznie powiedzieć o nim sporo. Aktor ten nie wyciska swojego talentu na byle co. I tak też było w tym przypadku – historia niesłusznie (jak się potem okazało) skazanego Murzyna wzrusza jak mało który obraz. Postacie w nim grają naprawdę autentycznie, każda z nich wnosi coś od siebie do filmu – czy to sadystyczny stażysta więzienia, czy to zgładzony w połowie historii Francuz ze swoją myszką, czy to w końcu psychopatyczny skazaniec, który stara się utrudnić życie strażnikom jak tylko się da. Wszyscy oni wykonali kawał dobrej roboty. Tylko muzyka mogła być bardziej wyrazista. Poza tym wszystko okej.